PIERWSZY ETAP REJSU W POSZUKIWANIU KRAJU KTOREGO NIE MA NA MAPIE

PIERWSZY ETAP REJSU W POSZUKIWANIU KRAJU KTOREGO NIE MA NA MAPIE

16388293_631349113733650_4104531767711287687_nW poniedziałek rano prosto ze szpitalnego dyżuru pojechałem na lotnisko w Dublinie.
Lot składał się ze startu i za chwilkę wylądowaliśmy na hiszpańskiej ziemi , po dyżurze spało się fantastycznie i bez przerw.
Alicante przywitało nas słońcem i lekkim wiaterkiem. Trzy taksówki zawiozły nas do mariny w Torrovieja.

Po dotarciu na jacht szybkie zapoznanie z opiekunem jachtu i samym jachtem. Wieczorem po dotarciu ostatniego uczestnika oddaliśmy cumy w marinie. Pierwsze spotkanie z Morzem Śródziemnym po dość długiej przerwie przebiegło bez większych komplikacji. O północy postawiliśmy żagle i zaczęła się czysto żeglarska przygoda . Niestety jego wysokość Neptun nie był zbyt łaskaw bo o 10 rano zaczęło siadać, czyli wiaterek przestał wiać .
Pozostała nam podróż na silniku.

16472870_631374280397800_1302259570631575209_n
Ale i tu okazało się że pech nas nie opuszcza. Po dwóch godzinach nawinęła się na śrubę dryfująca po morzu sieć rybacka.
Andrzej i Dima nie przepościli okazji żeby pokazać swoje umiejętności nurkowe. Na zmianę spędzili blisko 3 godziny pod wodą. 16298745_631349117066983_7591864909318629498_nW międzyczasie zdryfowało nas na tor wodny i musieliśmy postawić wszystkie
żagle żeby uciec przed kilkoma statkami.

Wieczorem całkowicie przestało wiać. Dizelgrot poniósł nas na
dalej w kierunku Ibizy. Po raz kolejny okazało się ze warto prowadzić nawigację na papierowej mapie . Ploter poprowadził nas prosto na skałki. Dzięki czujności trzeciej wachty ominęliśmy niebezpieczeństwo i szczęśliwie dotarliśmy na Ibizę.
Tutaj okazało się ze pech nas jeszcze nie opuścił. Fala od przepływającego promu pogięła nam drabinkę na keje a potem zaciął się grot na fale i nie mogliśmy zrolować uparciucha.
Po wieczornym wykładzie z nawigacji załoga poszła zwiedzać.