REJS MUZYKÓW

REJS MUZYKÓW

Dnia osiemnastego września dzielny klubowicz – Łukasz P. pod dowództwem najdzielniejszej klubowiczki – Alicji K. wszedł pełen strachu i obaw na pokład super-żaglowca „Zawisza Czarny”. Żeby zmniejszyć lęki kolegi ŁP, dwójka naszych żeglarzy dotarła do Gdyni dzień wcześniej, na wypadek gdyby ŁP się wystraszył, zawsze mógł wsiąść na pokład samolotu do Dublina w niedzielę rano J. Okazało się na szczęście, że to „twarda sztuka” i nie zmogły go wieczorne „fale”, kiedy co najmniej połowa przybyłej załogi zapragnęła przed rejsem sprawdzić wytrzymałość swoich głów i żołądków. Jak już wspomniałam, dnia osiemnastego września po godzinie dziesiątej weszliśmy na pokład, ostatni spóźnialscy dołączyli do nas po godzinie dwunastej. Kapitana, oficerów i większości załogi nie trzeba było sobie przedstawiać – od kilku lat na „Rejsie Muzyków” pływa ten sam trzon, oczywiście były wyjątki(jak nasz kolega), ale szybko się odnaleźli wśród starych wyjadaczy. Po krótkiej odprawie i rozpoznaniu kto, gdzie i z kim będzie mieszkał przez najbliższy tydzień, ruszyliśmy „mała naprzód” w kierunku Liepaji. dsc_7052Zaraz po wyjściu z Gdyni Kapitan poprosił klubowiczkę, że bardzo, ale to bardzo zależy mu na tym, żebyśmy minęli Hel lewą burtą. I udało się! Wiatry, które miały nam pomóc w dotarciu na Łotwę, okazały się na tyle słabe, że w ciągłym użyciu był „diesel grot”. W trakcie płynięcia mieliśmy szczęście mieć dwie wachty nawigacyjne – 16:00-20:00 i 04:00-08:00, dzięki czemu załapaliśmy się na przepiękny zachód i równie atrakcyjny wschód słońca. W drodze, Kapitan ogłosił próbny alarm opuszczenia jachtu. Nie wiedzieć skąd i jak, wszyscy wiedzieli o tym wcześniej i grzecznie leżeli w swoich kojach ubrani na „cebulkę”. Na sygnał alarmu zerwaliśmy się wszyscy, chwytając po drodze kamizelki(oczywiście wcześniej przygotowane). Już na pokładzie krótka walka z wąsami i w skupieniu mogliśmy wysłuchać chiefa. Pokazał nam nasze tratwy, zademonstrował(bez odpalania) flary i race, bojkę EPIRB i przekazał całą masę ważnych informacji. Zaraz za główkami portu, tuż przed wejściem do Liepaji, ku przestrodze, wystają trochę ponad poziom wody maszty kutra, który miał pecha nie trzymać się szlaku. nale1047Wieczór i noc w Liepaji upływały nam pod hasłem przyjmowania nowych członków do Kongregacji Miłośników Krzewienia Kultury Picia Rumu „WRAK”(oby żyła wiecznie!), a także na wspólnych śpiewach i morskich opowieściach z naszym Kapitanem i powstałym na potrzeby rejsu „boysbandem” – jedynym w swoim rodzaju J Po upojnej nocy, krótki rekonesans i zwiedzanie miasta, następnie ruszamy dalej – kierunek Visby! Kapitan zdecydował się na pokonanie wąskiego przejścia pomiędzy Gotlandią a Fårö. Dla osób pokonujących tą drogę po raz pierwszy to niezapomniana przygoda – tyki wyznaczające prawą i lewą z początku rozmieszczone w dużych odstępach od siebie z czasem gęstnieją tak bardzo, że wydawać by się mogło, że wpływamy w zielono-czerwony zagajnik J Szerokość od brzegu do brzegu to około 400m, ale od tyki do tyki to w przybliżeniu już tylko dwukrotna szerokość „Zawiaska”. I właśnie w tym miejscu nasz wspólny kolega ośmielił się rzucić mi wyzwanie: „ja cię nie podpuszczam, ale slalomem to ty nie dasz rady…”. Podjęłam wyzwanie i już zamierzałam brać zieloną tykę lewą burtą, gdy na pokład wdarł się Kapitan z chiefem i odebrali mi ster… Prawdopodobnie dzięki temu, dopłynęliśmy do Visby cali i zdrowi. I podobnie jak w pierwszym porcie – wspólny kubryk i śpiewanie do białego rana. Następny dzień był dniem zwiedzania, obowiązkowy zakup pamiątek dla rodziny i przyjaciół. Visby to mała(12km²) miejscowość, której symbolem rozpoznawczym są wszechobecne baranki. Roi się też tu od ruin kościołów(23!), które zostały zniszczone w XVI wieku przez Niemców, ocalała tylko katedra. Spędziliśmy bardzo intensywny dzień i pomimo tego, że powinniśmy mieć kambuz udało nam się zdezerterować i zobaczyć wszystko co możliwe. Visby było naszym drugim, a zarazem ostatnim portem w rejsie, nieubłaganie nadszedł czas powrotu do Gdyni. Ndsc_6913a tym odcinku załoga stała przetestowała nasze umiejętności w stawianiu i zrzucaniu żagli. Dwa dni powrotu zlały się w jeden, przez brak snu, nocne wachty i alarmy do żagli. Przeżyliśmy dzięki naszemu „boysbandowi”, który na potrzeby oderwania nas od zajęć obowiązkowych, odłożył na bok instrumenty muzyczne i przekwalifikował się na instruktorów fitness. Dziękujemy wachta druga, jesteście boscy! Ostatnim alarmem, który wyrwał nas z koi był alarm manewrowy przy podejściu do portu w Gdyni o godzinie 03:15 w nocy. Wachta druga słusznie uznała, że spanie nie ma sensu i ruszyła w miasto. Chwilę po tym jak wyszli wpadł do nas nasz Oficer i zarządził pościg za „drugą”. Chcąc, nie chcąc ruszyliśmy na poszukiwania przyjaciół. Odnaleźliśmy się pod knajpą z kebabem, wszystkie inne były już zamknięte… Ostatnie kilka godzin spędziliśmy na wspólnych żartach, wspominkach tego co było i wymyślaniu tego co będzie na kolejnym rejsie. W dniu dwudziesty czwarty września, w sobotę o godzinie dziewiątej rano nastąpiło uroczyste zebranie na rufie, zakończenie rejsu i wręczenie opinii. Każdy dostał pozytywną, a niektórzy mieli nawet prywatne notki od oficerów J

dsc_7172Pogoda w trakcie całego rejsu nas rozpieszczała, temperatura przyjemna i bez opadów. Neptun też tym razem nam odpuścił i wytargał tylko jednego kolegę(Solo na alkomacie!). W sumie przepłynęliśmy 504,2Mm, pod żaglami 10h30min, na silniku 77h20min, postoju 51h10min.

Na rejsach takich jak ten zawiązuje się przyjaźnie na całe życie. Z ludźmi tu poznanymi spotykamy się kilka razy w roku, czy to przy okazji różnych festiwali, czy nawet bez specjalnych okazji J. Każdemu polecam rejsy z Waldkiem Mieczkowskim, jest to wyśmienity i odpowiedzialny nawigator, człowiek o wielkim sercu, kulturze osobistej, świetnym poczuciu humoru i bardzo, bardzo spokojny. Z nim choćby na koniec świata!

Specjalne podziękowania dla Kapitana, Oficera i całej wachty IV-tej za kolejny cudowny tydzień, nie wyobrażam sobie tego rejsu bez WAS.

Alicja Kalinowska

Ps. Tak naprawdę kolega ŁP niczego się nie bał, a ja nim nie dowodziłam. Niestety…

1Komentarz

  • Alicja

    10 grudnia 2016 at 22:43

    Sprostowanie: Koleżanka mnie upomniała. Neptun wytargał nie “Solo na alkomacie”, tylko Kubę. Przepraszam za pomyłkę!